Przygody Lorda Ślizgacza – Bruce Dickinson

Przygody Lorda Ślizgacza - Bruce Dickinson

Przygody Lorda Ślizgacza / The adventures of lord Iffy Boatrace

Podczas letnich porządków natknąłem się na malutką książeczkę z bardzo oryginalną, kolorową okładką i jakże wykwintym tytułem. Pierwsze spojrzenie na książkę, może sugerować, że jest to opowiadanie dla dzieciaków. Nic bardziej mylnego. Maluchy muszą troszeczkę podrosnąć zanim sięgną po tą lekturę.

Zagorzałym fanom heavy metalu postać Bruce’a Dickinsona nie trzeba przedstawiać. Autor książki jest bowiem wokalistą i liderem zespołu Iron Maiden. Nie tylko zresztą jest on muzykiem, ale mężem, aktorem no i pilotem jak się okazuje (latał regularnie Boeingiem 757 w brytyjskich liniach lotniczych Astraeus Airlines, które ostatecznie zbankrutowały).

Napisana podczas tras koncertowych komedia jest opowiadaniem o Lordzie Ślizgaczu, który postanawia urządzić spotkanie swoich dawnych kumpli z lat szkolnych. Poznajemy więc spektrum różnorodnych postaci i ich barwnych małżonek, których jedynym prawdziwym pragnieniem jest nieokiełznany seks (poza jednym przypadkiem). Sam tytułowy bohater jest bardzo specyficznym typem, którego ekstrawagancja objawia się nie tylko w prezencji, ale i specyficznych poglądach. Mamy tutaj również do czynienia z jego wiernym sługą – Lokajem, który tak samo jak i jego pan zbytnio się od niego nie różni pomysłowością. Muszę przyznać, że autor bardzo pozytywnie zaskoczył mnie nie tylko samą fabułą, ale również lekkością z jaką posługuje się piórem. Poniższy cytat jest tego dobrym przykładem:

Słońce wzeszło, pełne spokoju. Delikatny wiaterek rozwiał mgły i opary, a potem ucichł, zostawiając ziemię wilgotną i pełną wyczekiwania, gdy słońce wznosiło się powoli nad Findidnann Hall. Pierwsze małe ptaszki ćwierkały zawzięcie, latając wokół kominów w poszukiwaniu samiczek albo najbardziej odpowiedniego miejsca, żeby się zesrać.

Prawda, że urokliwy to fragment. Dla wielu jest to książka bulwersująca i odrażająca, ale dla mnie to jeszcze jeden przykład na to, że literatura nie ogranicza się do maleńkiego grona pisarzy mających wyłączność na swoje pisarstwo. Na pewno przypadnie do gustu wszystkim fanom specyficznego humoru rodem z Monthy Pythona.

PS. Jak dla mnie najlepszą sceną jest ta w pociągu – popłakałem przy niej ze śmiechu