Mizerność polskiego systemu edukacji

Testy szkolnePierwsze tygodnie szkoły były dość nerwowe. Głównie za sprawą sporej liczby zadań domowych. Wiadomo że trzeba nadgonić 2 miesiące zupełnego nieróbstwa, ale 2-3 godzinny dziennie nad książkami to troszeczkę zbyt wiele. Dzieciaki z różnymi godzinami rozpoczęcia zajęć (raz jest to 11:00, innym razem 07:30), często w godzinach późno popołudniowych dosłownie słaniają się na nogach. A do tego ciagłe wydzwaniania domofonu, w którym kolega zaprasza na podwórko też wcale nie pomaga.

Powód, dla którego dzieci w ekspresowym tempie musiały nadrobić wakacyjny czas to nic innego jak testy szkolne. Testy szkolne – przeprowadzane kilkakrotnie w każdej klasie, są teraz głównym wyznacznikiem chodzenia do szkoły.
Wygląda na to, że nie za bardzo istotne jest to w jakich warunkach i czego nauczą się dzieci. Najważniejsze jest to jak wypadną na testach. Testy przecież można porównać do innych klas w szkole, szkoły można porównać do innych szkół w mieście, województwie czy kraju (a nawet świecie). Co gdy testy między tymi samymi rocznikami w tej samej szkole różnią się od siebie? Bezpośrednim powodem tego jest nauczyciel i jego predyspozycje do nauczania. Dlatego to nauczciel – wychowawca bierze na siebie jakże wielką odpowiedzialność za nasze pociechy. To nauczyciel jest rozliczany z tych testów. Jeżeli nauczyciel musi zrobić prawie wszystko co każe dyrekcja – jeżeli ma reklamować dzieciom, że brokuł jest super warzywem – mimo że go nie lubi – to musi go zaprezentować z jak najlepszej strony.

Poza tym, że presję na dzieciach wywołuje szkoła, to również szkoła ma wpływ na to, żeby presję na dzieciach wywoływali rodzice. Na przykład, ostatnio na zebraniu rodziców okazało się że teraz jeżeli dziecko odrobi zadanie domowe i okaże się że zadanie zawiera błąd, to dziecko otrzyma dwie czerwone kropki: jedna dla dziecka, druga dla rodzica. Niesamowite. Przepraszam, jak dziecko ma się dowiedzieć, że popełniło błąd? To potwierdza zasadę, że popełnianie błędów jest złe. Nie można robić żadnych błędów. Ten kto zrobi błąd jest gorszy od tego który błędów nie popełnia. Macie się bać, bójcie się dzieci, bowiem w przeciwnym wypadku nie będziecie prawidłowo wykonywać szkolnych zadań – poleceń. Stop z eksperymentowaniem, nie wychylać się ponad przeciętność, uczyć się szybko i pracować długo, płacić wysokie daniny i umierać w miarę młodo żeby nie obciążać srusa.

Kiedy już pojawią się wyniki testów, wszyscy będą zachwyceni. Nie tylko Ci którzy mają najlepsze oceny, ale również Ci którzy wypadli blado. Z obiektywnego punktu widzenia, nie ważne jak wypliście moje drogie dziatki. Najważniejsze że bedziecie mogli się ocenić, że będziemy mogli się fajnie zaszufladkować. Porównajmy się, przez wzgląd na oceny z testów (wyniki w nauce) – bądźmy lubiani lub nie (za dobrym też nie można być bo te Durne Kujony też mają przesrane). Przecież Ci gorsi uczniowie to jacyś słabeusze. Są bo są.

W drugiej klasie najważniejsze jest czytanie, pisanie i liczenie (najlepiej kasy od starszych*), precz z lewą półkulą, precz z kulturą, sztuką, emocjami. No co mamy wyjścia do kina i teatru od czasu do czasu. A na świężym powietrzu zagrajmy w piłę. Najlepiej poświęćmy na to każdy WF. To super sport, który wymaga sporego finansowego wsparcia. Co zrobiłaby FIFA gdyby już od maleńkiego nie uzależniła sporej liczby przyszłych sponsorów.

System edukacji w Polsce spisuje się idealnie, ale po to żeby wychowywać sobie niewolników tego systemu. Pozbądźmy się wszelkiej kreatywności, talentów, obszarów w których dziecko czuje się dobrze. Stworzymy z dziecka produkt, zapakujmy go w odpowiednie sreberko, wypchajmy dzieci bezużyteczną wiedzą,  niech się porzygają od jej nadmiaru tak żeby wyrósł z tego owoc społecznego dobrobytu (ponad 70% tej wiedzy wyleci z głowy dziecka przed ukończeniem szkoły). Ujednociliśmy młodego Kowalskiego, sprowadźmy go do wspólnego mianownika. Czego on żąda ten smarkacz? Indywidualnej ścieżki rozwoju? To chyba jakaś kpina. Takie traktowanie naszej latorośli jest karygodne. Czym się pochawali dyrektorka na następnym rozpoczęciu roku szkolnego. Czy chcecie żeby zamiast tego: Nasza szkoła ma jedne z najlepszych wyników testów w całym województwie; usłyszeć to: możemy pochwalić się indywidualnym tokiem nauczania. Wielu zapewne zada sobie pytanie: jakim tłokiem? O co kaman?

Ludzki mózg

Wróćmy do dnia codziennego. Moje dziecko mimo tego, że jeszcze nie czyta stosów książek miesięcznie, nie uczy się regułek matematycznych i dat na pamięć, nie pisze wypracowań i kartówek, już jest  skażone. Skażone do tego stopnia, że nie chce chodzić do szkoły i odrabiać zadań domowych, bo twierdzi że to nie ma sensu. Ostatnio nawet stwierdził, że jeżeli do szkoły to jedynie demokratycznej, a na to niestety nas nie stać. Czyżby zachęcił go brak zadań domowych, czy przełamanie wszelakich norm, które w typowych szkołach stanowią podstawę ekzystencji – jak chociażby bezwględne podporządkowanie się autorytetom, straszna nuda i zasady takie jakie obowiązywały kilkanaście – kilkadziesiąt lat temu.

Do systemu edukacyjnego, dodać najleży jeszcze inne dodatkowe zajęcia szkolne takie jak: świetlica – gdzie opiekun wciela się w rolę formalistki gestapo – stoi nad Tobą dopóki nie ordobisz dobrze wszystkich zadań domowych, stołówki – gdzie inna z kolei pani będzie tak długo stała nad twoim stolikiem aż zjesz nie lubiany przez siebie brokuł. A jeżeli nie będziesz chodził na religię to polecamy etykę. Tam już się zajmie Tobą największa zołza w historii wieloletniej tradycji szkoły. Odechce ci się nie chodzić na religię. Zołza zakłada, że wszystkie dzieci są niedosłyszące dlatego zamiast mówić – krzyczy. Lepiej już wybrać mniejsze zło i posiedzieć w świetlicy.

Nie wszystko co się dzieje w polskich szkołach jest złe. Jest też sporo dobrego. Są też nauczyciele z powołania, którzy mimo tego że chcieliby coś zmienić, mają związane ręce.

*Niedawno Super Julek po raz pierwszy zapytał ile mam kasy w portfelu. Zaniemówiłem. Kiedy zapytał ile mamy (jako rodzina) na koncie odpowiedziałem prawdę. Zaczął kręcić głową że to za mało żeby było prawdziwe. Kiedy skłamałem że na koncie oszczędnościowym leżą grubę tysiące też nie uwierzył. Takich rzeczy lepiej nie wiedzieć.

[youtube id=”XnPaz5e-uD8″]