Wyprawa nad morze

We dnie i w nocy wszystko mi sprzyja

Władysławowo

Jestem ponownie. Pewnie myśleliście, że się ulotniłem i niedane będzie Wam wysłuchać historii do końca (ta władza mi się podoba).
Ci, którzy znają mnie dobrze, chyba przyznają mi rację, że najzwyczajniej w świecie, na długich wyprawach samochodowych prześladuje mnie pech. Pech samochodowy! Bardzo nietypowy rodzaj pecha, który atakuje znienacka. Budzi straszne zamieszanie – zwłaszcza w moim umyśle. Umyśle, którego jedynym pragnieniem jest dowieść całą rodzinę do domu. To jest mój życiowy cel. Niestety pech znowu wypiął na mnie swój śmierdzący tyłek i po raz kolejny musiałem go zwalczać gołemi rękami. Bleee! Ale jak to zwykle bywa, swój początek rozpocznę od początku 🙂

Kiedy już samochód gotowy był do drogi – tzn., kiedy wreszcie mogłem włożyć kluczyki do stacyjki (po akcji z zatrzaśnięciem ich w bagażniku, o której możesz przeczytać tutaj*), nowy problem pojawił się nagle i zasmucił me serce błyskawicznie.
Przekręciłem kluczyki. Silnik zaczął pracować. Lekko przygazowałem, kiedy nagle usłyszałem znajome charczenie. Podobne słyszałem niecałe 3 lata temu, kiedy to wróciliśmy ze Słowenii. Wtedy to, chciałem kontynuować swoje wakacje, lecz niestety zmuszony zostałem je przerwać ze względu na maglownicę. Wszyscy z Was, którzy nie wiedzą jak wygląda samochodowa maglownica pewnie wyobrażają sobie taką maglownicę, która kiedyś stała na strychach i wykorzystywana była do maglowania pościeli. Moja babcia miała kiedyś taką dużą, w całości wykonaną z drewna. Prawdziwe cudo. Dzisiaj gdybym miał taką maglownicę to pewnie zrobiłbym z niej prawdziwe dzieło sztuki – świetnie odnalazłaby się chociażby, jako barek na napoje wyskokowe.

(więcej…)

Wyprawa nad morze, której ostatnia faza powrotu była najbardziej wykańczającym wydarzeniem tego roku

[youtube id=”OA1V7cI28hI”]

Piszę tego posta, wierząc że kontakt z klawiaturą pozwoli mi się odrobinę uspokoić. Wydarzenia kilku godzin wstecz, jak również bardzo mocna kawa, red bull, ogromny stres i świeża dawka adrenaliny wstrzykiwanej co chwila, nie pozwalają mi iść od razu spać. Ból głowy przejdzie jak ustanie zmęczenie. Do tego wystarczy sen. Wydarzenia wspomniane powyżej dotyczą naszego dzisiejszego – a raczej wczorajszego, powrotu z wakacji. Oczywiście urlop kilkudniowy był wspaniały, no ale jak to w dobrych filmach bywa, najlepsza akcja na samym końcu (łyk ciepłego rumianku).

Moim zdaniem, interesujące byłoby opisać całe wakacje (jak to było zeszłego roku chociażby – próba wyprawy do Amsterdamu). Ale nie starczyłoby na to i czasu i sił. Obiecuję to zrobić w niedalekiej przyszłości. Żeby jednak przejść do meritum, muszę zacząć od krótkiego wstępu, który swoimi wydarzeniami poprzedził wspomnianą końcówkę wyjazdu.

Dosyć mieliśmy trójmiejskich i puckich plaż. Zawsze coś w nich było nie tak. No ale z sinicami i zakazami kompieli nie wygrasz. Postanowiliśmy błyskawicznie nasz dzienny rozkład przygód pozmieniać. Czemu by się nie wybrać na Półwysep Helski – de hel oł je? Gdzie może nas dowieść z Rewy jedna godzina? Do?  Do? No właśnie, do Chałup!

(więcej…)

WP Radio
WP Radio
OFFLINE LIVE