Poznań

Czym jest dla mnie Kooperatywa?

Poznańska Kooperatywa Spożywcza

Kooperatywa jest dla mnie tym wszystkim co pozytywne. To pozytywna energia, pozytywni ludzie, super zdrowe i tanie jedzenie z lokalnego podwórka . Kooperatywa to dobro wspólne, o które wspólnie dbamy, uczymy się relacji z ludźmi, to owoce naszej wspólnej pracy.
Kooperatywa była, jest i będzie moim domem, który otwarty jest na dobro, pozytywne relacje i bezinteresowną pracę organiczną.
Czego chcieć więcej!
Współczesny, pandemiczny, szybki, skłócony i bezludzki świat, stoi po drugiej stronie tego, czym jest kooperatywa.
Kooperatywa jest dla mnie i mojej rodziny świadomym wyborem, spokojniejszego i optymistycznego świata.

Poznańska Bimba na Trakcie

Koniec roku budzi we mnie nostalgię, wspomnienia przebytego roku. Często pamięcią rozpamiętuję starsze dzieje. Kiedy tak sobie chodzę po mieście, zastanawiam się jak te miejsca mogły wyglądać dawno, dawno temu. Do podróży w czasie przydają mi się współczesne wehikuły czasu jak chociażby prezentowany poniżej filmik z okresu przedwojennego. Zapraszam do obejrzenia nagrania – może spotkasz tak swojego pradziadka.

 

Bimba na Trakcie – przejazd tramwajem po Poznaniu

Wiosenny Spring Break rozbrzmiewa i budzi do życia

Mimo tego, że już prawie jesień to powinno być o lecie. Ale życie jak i posty bywa przekorne i dlatego będzie o wiośnie 🙂

logo Spring Break
logo Spring Break

Świat dzieli się na tych którzy na Spring Breaku byli oraz tych którzy na Spring Breaku nie byli. Ten prosty podział nie jest stwierdzeniem dyskryminującym, ale oznajmiającym. To umowny podział wtajemniczenia, od którego rozpoczynam ten post, dedykowany szczególnie tej drugiej grupie odbiorców.

Nie była to impreza wypatrywana z utęsknieniem. Pewnie dlatego, że do tej pory nigdy w Spring Breaku nie uczestniczyłem. Oczekiwań nie miałem żadnych. Byłem przygotowany na najgorsze. Zawsze przecież można wcześniej pójść do domu i spróbować następnego dnia. Impreza trwa niezawodnie od czwartku do soboty (a jak się okazało w trakcie pisania tego posta – nawet do niedzieli).

Spring Break to cykliczna impreza odbywająca się w poznańskich klubach

Spring Break to coroczna, cykliczna, czterodniowa impreza, która odbywa się w poznańskich klubach. Według samego organizatora imprezy, to festiwal showcase’owy, który polega przede wszystkim na odkrywaniu nowej muzyki. Na moje, Spring Break to nie tylko odkrywanie nowej muzyki, ale również odkrywanie nowych miejsc rozsianych w Centrum Poznania.

Ten wpis traktować będzie nie tylko o samym festiwalu i jego muzyce, ale również o miejscach do których warto w Poznaniu się wybrać. Mam nadzieję, że zachęcę Was do tego, żeby za rok zaopatrzyć się w niedrogi karnet i wyruszyć na muzyczny podbój miasta.

Na imprezę dobrze jest się wybrać z kimś bliskim żeby móc na bieżąco przeżywać zagrane koncerty. Towarzyszką mojego Spring Breaka była Mary.

Impreza w każdym dniu rozpoczynała się o innej porze dnia. W czwartek plan zakładał rozpoczęcie festiwalu od kapeli grającej w Dragonie. Czy ja muszę przedstawiać Wam Dragona? Każdy szanowany mieszkaniec Poznania powinien wiedzieć co to za lokal. Zabrakło nam kilka minut żeby zdążyć na grający tam zespół The Saturday Tea. Drzwi zamknięte! Ale czy warto stać w kolejce i czekać jak jakiś desperat opuści maleńką salkę koncertową? Bowiem tylko wtedy byłaby szansa żeby tam wejść.

Zresztą nie był to jedyny w dniu dzisiejszym koncert na który nie zdążyliśmy. Zamiast czekać w przydługawej kolejce, usiedliśmy przy barze i zamówiliśmy piwko. Znad dragońskiego baru spoglądała na nas wielka głowa smoka. Dobrze, że nie kapała mu z pyska ślina. Dobrze, że Daenerys Kalisi nie wie gdzie się jej maleństwo szlaja, bo pewnie nasłałaby na lokal swoich Niezłomnych czy jak im tam. Po pierwszym piwku, wyszliśmy na ulicę gdzie przez rozpostarte okno dwudziesto – trzydziestoosobowej salki rozbrzmiewało gitarowe ostre granie.

The Saturday Tea – Warsaw Sessions

Ciekawiło mnie na kogo trafimy na naszym pierwszym koncercie. Dla ułatwienia wszystkich uczestników festiwalu, organizator przygotował specjalny harmonogram z miejscami gdzie i o której grają poszczególne kapele. W tej samej książeczce zamieszczona była również mapka Poznania ze wszystkimi tymi miejscami. Na naszym rozkładzie muzycznym Mary zaznaczyła serduszka na co warto się w tym roku wybrać.

Muzyczny plan Spring Break Poznań 2019
Muzyczny plan Spring Break Poznań 2019

I pomyśleć, że poza „sobotnią herbatką” nie zdążyliśmy wcześniej na „ślepe słońca” (The Blind Suns) i później jeszcze na Hanię co się Rani. Żeby ze spokojem zdążyć na kolejny koncert musieliśmy ruszyć dupska. Z uwagi na to, że Spring Break jest festiwalem prezentującym głównie nowe kapele, prawie każdy koncert trwa zaledwie pół godziny. Większe gwiazdy – te z bogatym repertuarem potrafią dostać nawet 45 – 60 minut grania.

No, ale jak się chce ambitnie „zaliczyć” jak największą liczbę fajnych koncertów, trzeba wyjść z domu znacznie wcześniej. Od samego początku nie przewidzieliśmy tego, że musimy jeszcze odebrać festiwalową opaskę na ramię. Bez niej nie wejdziemy na żaden koncert. Wstępnie założyliśmy, że odbiór opaski zajmie nam kilka sekund. Kiedy przekroczyliśmy próg Zamku, zobaczyliśmy strasznie długą kolejkę. Ludzie stali tutaj w tym samym celu.
Mimo ogromnej kolejki, wydawanie opasek szło dość sprawnie. Minęliśmy jeden zakręt kolejki, szybko po tym kolejny. Nagle przed nami pojawił się kamerzysta TVP3 Poznań. Starszy wiekiem i niski mężczyzna, zarzucił sobie na ramię ogromną kamerę po czym dokładnie sfilmował stojących w kolejce ludzi. Zamek był bramą do festiwalu. Festiwalu, który budził miasto do życia.
Przyszła nasza kolej. Przy stoliku gdzie poza wejściówkami wydawano książeczki (jedna to harmonogram, a druga to magazyn z krótkim opisem wszystkich kapel i wywiadami co sławniejszych zespołów) stał akurat ten sam kamerzysta, którego spotkaliśmy wcześniej. Filmował babkę zakładającą opaski. Kiedy przyszła moja kolej, kobieta wysunęła dłonie z niezaciśniętą jeszcze dziewiczą smyczą. Moja ręka zadokowała w opasce niczym Sojuz cumujący na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Po tym jakże kosmicznym kotwiczeniu, powolnym ruchem pocałowałem mój serdeczny i środkowy palec i pokazałem do kamery tzw. Kiss the Peace. Niemalże identyczny do tego jaki pokazał Rhys Ifans w filmie „Radio na Fali” (28 sekunda).

The Boat That Rocked | Broadcasts To The Nation | Rhys Ifans kiss with peace

Nie wierzycie? To zobaczcie sami. Niestety z Kiss the Peace został tylko Peace 🙂 – 13 sekunda reportażu.

TVP3 Poznań: Szukaj muzyki. Enea Spring Break 

No ale pora powrócić do relacji ze Spring Breaka. Po nieudanej próbie z Dragonem mieliśmy trochę czasu i postanawiamy wykorzystać go na wypicie piwka w starej poczciwej Minodze. Kto imprezował w Poznaniu 20 lat temu, ten zna ten lokal. Od tamtego czasu nic prawie się w nim nie zmieniło. Nadal przy wejściu witają nas sporej wielkości obrazy z roznegliżowanymi paniami, które z perspektywy czasu oceniam dość wysoko.

Klub Pod Minogą
Klub Pod Minogą – Nic tak nie pobudza wyobraźni jak dobra sztuka (albo dwie)

Zupełnie zapomniałem, że na piętrze znajduje się sporych rozmiarów scena na której rozpoczęli granie: „Izzy & The Black Trees„. Bardzo dynamiczna gra poznańskiej grupy bardzo szybko rozkręciła zamuloną publiczność. Na scenie prym wiodła energiczna Iza Rekowska, która poza wokalem jest również gitarzystką w zespole. Po jakimś czasie doczytałem, że kiedyś uczestniczyła w projekcie Miss is Sleepy. Faktycznie troszeczkę przynudnawe granie ni jak się ma do tego co prezentuje Izzy ze swoimi czarnymi drzewami. Na scenie mieszały się różne gatunki grania począwszy od charakterystycznego punka, przez slowcore, a skończywszy na nastrojowej americanie, która nie ma nic wspólnego z kawą. Co ciekawe, zespół staje się coraz bardziej popularny nie tylko w Polsce ale i za granicą kraju gdzie Winter’s Coming Down pojawia się coraz częściej na listach przebojów niezależnych stacji radiowych w Australii jak i UK. Warto wybrać się na koncert Izzy & The Black Trees. Kapela 21 września ponownie zagra w klubie Pod Minogą.

Izzy and The Black Trees – „Winter’s Coming Down”

Kolejnym miejscem na naszej mapie koncertowej był zaprzyjaźniony Blue Note. Blue Note to popularny w całej Polsce jazzowy klub, który swoje piwnice poukrywał w zamkowych lochach. Od czasu do czasu warto spojrzeć na program tego klubu. Tutaj swoje koncerty grali m.in. Still Corners czy Julia Marcell. Relację z tego ostatniego przeczytasz w poście: Julia Marcell w Blue Nocie. Tutaj trafiliśmy na holenderski Klangstof. Chłopaki może i talent mają, ale w graniu i śpiewaniu za dużo kombinują i jak smrody na scenie się snują. Takie pitolenie nie dla mnie. Szkoda tracić na nich dalszą opowieść.

Przejdźmy dalej – tym razem do klubu Tama. To była moja pierwsza wizyta w tym miejscu. Z zewnątrz majestatyczny budynek, który w żaden sposób nie sugeruje co kryje wnętrze. W środku wyniosłe korytarze i wejście do ogromnej sali, której majestatyczność wzbudza w nas dreszcze. Co mówi o tym miejscu sama Tama:

„Tama to najbardziej wyrafinowana przestrzeń klubowo-koncertowa w Poznaniu. Zabytkowe wnętrze o powierzchni ponad 1000 metrów kwadratowych co weekend odwiedzają fani najlepszej muzyki elektronicznej”.

W Tamie swój pierwszy koncert – zagrali Besides. Ponoć to jeden z najpopularniejszych zespołów na polskiej scenie post-rockowej. Znaliście go wcześniej? Bo ja nie. I fajnie grali, ale po kilku kawałkach już się osłuchali i zaczęli przynudzać. Zmęczeni, ale zadowoleni wróciliśmy do domu. Dla tych którzy lubią i mają siły na imprezę, Spring Break zakłada imprezowanie do białego rana.

Besides – May I Take You Home?

Piąteczek, piątunio, grajo to co umio

Piątek ze wszystkich dni koncertowych na Spring Breaku wypadł najbladziej. 
Z wielkim opóźnieniem od razu pobiegliśmy na Dziedziniec Różany żeby posłuchać stare poczciwe Voo Voo.

Dziedziniec Różany
Zamkowy Dziedziniec Różany

Przybyliśmy przed czasem i mieliśmy jeszcze chwilkę na aklimatyzację. Luda dość sporo było, kolejki do wodopoju ogromne, gdzieś niedaleko ktoś rozbuchał lolka i od razu prawie wszyscy wokoło zaczęli komentować znajomy zapach. Każdy w tym momencie był jak Bill Clinton, który kiedyś w życiu palił, ale się nie zaciągał. No i zaczęli grać. Pięknie się tego słuchało. Najlepsze brzmienie jakie wydobywało się z ogromnego saksofonu Mateusza Pospieszalskiego raz wprawiało w zachwyt, innym razem denerwowało. Ale zagrany na samym początku utwór z nowej płyty „Takie Tam 1” chyba wypad najlepiej.

Po kilku kawałkach znane utwory przesiąknięte sporą dozą improwizacji zaczęły trochę denerwować. Mimo cudownie położonej sceny z Zamkiem w tle i miłych aczkolwiek chaotycznych dźwięków zdecydowaliśmy o zmianie.

Voo Voo – Takie Tam 1

Padło na Klubokawiarnię Meskalina, położoną w samym centrum poznańskiego rynku. Tam gdzie przesmyk łączy północną część rynku z południową dzisiejszego wieczoru zagrał The Devil’s Trade. Ta nazwa bardzo odpowiadała muzyce i nastrojowi jaki tworzył solowy wykonawca z Węgier.

Meskalina - The Devil's Trade
Klubokawiarnia Meskalina – The Devil’s Trade

Ustawiony sam na scenie wyglądem przypominał raczej marynarza z dalekich północnych mórz, aniżeli spadkobiercę Drakuli. Mroczne, czasami  diaboliczne kawałki opowiadały piękne aczkolwiek smutne historie z życia piosenkarza i jego kraju. Połączenie tradycyjnego folku z doom/stooner rockiem przemawiało głęboko w serca bardzo małej liczby zafascynowanych odbiorców. W przerwach pomiędzy utworami David Mako zachwycał się energią Poznania i samego festiwalu. Był zafascynowany otwartością i życzliwością ludzi z jakimi miał do czynienia na ulicach miasta. 
Postanowiliśmy wybudzić się z pół-letargu i pobiegliśmy do Blue Nota. Dzisiaj mieli tam jeszcze zagrać Terrific Sunday. Kapela z Poznania raczej nie była dla nas terrific. Ale to pewnie dlatego, że to był piątek a nie niedziela.

Terrific Sunday – Amok (dość ciekawy exportowy z Dragonem w tle)

Wyszliśmy z klubu i postanowiliśmy sobie dłuższą przerwę. Po kilku piwach wylądowaliśmy ponownie w Tamie tym razem na Rebece. Widać od razu, że Rebeka do tego występu przygotowała się należycie. Na scenę wraz z piosenkarką wyszedł cały zespół taneczny voque, który pokazał prawdziwe show. Taniec i szpileczki to spektakularne upadeczki – tak zapamiętałem pierwszy utwór z tancerzami.
Rebeka dała czadu i mimo sentyzatorowego brzmienia za którym aż tak bardzo nie przepadam, udało jej się ocalić ten chyba najsłabszy dzień festiwalowego grania.

B jak Blauka, B jak Błoto

Piątek ze wszystkich springbreakowych dni był chyba najnudniejszy. No ale została jeszcze sobota. Ambitny plan koncertowania już o 18:00 niestety nie doszedł do skutku. W sobotę byliśmy właściwie na dwóch koncertach: Blauce grającej w Dablinerze i Błocie w Blunocie.
Warszawska Blauka to kapela założona przez wokalistkę, kompozytorkę i autorkę tekstów Georginę Tarasiuk i basistę, kompozytora i producenta Piotra Lewańczyka. Georgina starszemu pokoleniu jest znana z programu Szansa na Sukces, w którym zaśpiewała utwór Natalii Kukuckiej „Dłoń”.

Georgina Tarasiuk – „Dłoń”

Cała kapela składająca się z 6 osób była bardzo zjawiskowa. Na scenie w Dablinerze panowała aura pogodności i radości. Wszyscy członkowie kapeli uśmiechali się do siebie nawzajem. No i jak zaczęli grać to od razu atmosfera opanowała cały klub. Każdy utwór wyjątkowy. Chciało się śpiewać refreny, kołysać w rytm granych melodii. A propo kołysania to stała obok mnie pewna para, która próbowała mnie w to swoje kołysanie wciągnąć waląc z premedytacją w moje prawe ramię. Szybka diagnoza pozwoliła mi stwierdzić, że primo albo to choroba sieroca, albo drugie primo zachęta do jakiegoś trójkącika.
No ale człowiek może mieć problemy z kontrolą przy takiej muzyce. Ktoś napisał na fanpejdżu zespołu: „wokol jak żyleta, muzyka jak krew”. Trudno się z tym kimś nie zgodzić. Aż chciałoby się wskoczyć na scenę i wspólnie z Blauką zagrać ten koncert.

Blauka w Dablinerze
Blauka w Dablinerze

Blauka nie ma na koncie jeszcze żadnej płyty i trudno spotkać ich na koncercie, bo grają bardzo rzadko. Nie dawno wydali 4 singiel „Polana” i ogłosili premierę płyty na 27 września.
Udało nam się zagadać po koncercie z Georginą i Piotrem. Byli bardzo przejęci tym, że koncert nam się spodobał. Rozmawiało się z nimi jak ze startymi znajomymi. Obiecali album i trasę koncertową, a na koniec strzeliliśmy sobie pamiątkową słit-focię.

Blauka to polski zespół alternatywny, tworzący muzykę z pogranicza rock/indie/vintage. Gatunek nazywany jest przez samych twórców inaczej jako ,retrospektywny rock rekreacyjny’, który w zasadzie mówi tyle samo niewiele, a jak ciekawiej brzmi. Blauka to spostrzegawcze, często humorystyczne teksty piosenek i rzadko spotykane dziś podejście do kompozycji muzycznej. Ich piosenki to zbiór przemyśleń, marzeń i galimatiasów ludzkich relacji, wrzucony do abstrakcyjnego worka pełnego groteski, absurdu i dystansu do samych siebie.

Tak o sobie pisze Blauka.

Blauka – „Zawzięcie”

Drugim zespołem którego słuchaliśmy sobotniego wieczoru był Błoto, które zagrało w Blue Nocie. Trudno cokolwiek było znaleźć na ich temat w necie.
Przede wszystkim ważne jest to, że kapela to dzieło przypadku: zrodziła się jak „kałuża po deszczu – a właściwie błoto po ulewie”. Jedyne co się przewija w wielu źródłach to to, że kapelę tworzą muzycy zespołu EABS i że „muzyka zespołu jest mocno osadzona w brutalnych hip-hopowych groovach, odwołujących się bardzo luźno do brzemienia lat 90-tych. Jest brudna i bezkompromisowa, jej siła leży w bębnach i basie”.
Czy faktycznie taka jest muzyka Błota? Wszyscy upierają się, że to raczej taneczne groovy, funk czy hip hop lat 90-ych, a dla mnie to po prostu fajny jazzik.
Niestety trudno o jakikolwiek utwór tej kapeli. Jedyny ślad jaki po sobie zostawili to funpage oraz info, że na przełomie 2019/2020 wydadzą płytę zatytułowaną Erozja Gleby.

Błoto w Blue Nocie
Błoto w Blue Nocie


Jednogłośnie stwierdziliśmy z Mary, że sobotnie koncerty były najlepszymi występami podczas tegorocznego festiwalu.

Krótkie podsumowanie

Spring Break to impreza zaskakująca pod wieloma względami. Zarówno dla tych którzy chcą odkrywać nowe granie w muzyce, jak i tych którzy stawiają na znane gwiazdorstwo. U mnie jak widać gwiazdorstwo objawia się raczej w okolicach bożonarodzeniowych.
Zaletą imprezy był bardzo tani wstęp do prawie wszystkich fajnych klubów w centrum Poznania, odwiedzanych tłumnie przez żądnych muzycznych rozkoszy springbrejkowców.
Koncertów było sporo, zaś chętnych żeby je wysłuchać, jeszcze więcej. W tegorocznej edycji zagrały łącznie 172 zespoły w 27 miejscach Poznania. Często było tak, że jakaś fajna kapela grała w małym klubie, który nie był w stanie pomieścić wszystkich chętnych. I to jest wadą tej imprezy.
No ale jak się już upatrzy kogoś wcześniej, to koniecznie trzeba przyjść grubo przed czasem, żeby mieć pewność że się wejdzie. Spóźnialskim zostaje stanie w kolejce (która nie daje pewności wejścia) lub wybór innego koncertu.
A wybierać jest naprawdę w czym.
Zachęcam do udziału w kolejnych odsłonach Spring Breaka.

Niech na podbój Poznania każdy chętny wyruszy, zwłaszcza ten co ma czas i muzycznie wrażliwe uszy. Hihihihi!

Spring Break to tak naprawdę Enea Spring Break ale z racji obrzydliwej ingerencji sprzedawcy taniej energii elektrycznej w festiwal, który poza nazwą nie ma z nim nic wspólnego, postanowiłem zbojkotować i wykluczyć firmę z postu.

Dzieci w służbie Kooperatywy

http://poznanskakooperatywa.pl/

Już wkrótce uroczyste otwarcie strony Poznańskiej Kooperatywy Spożywczej (tak wygląda jej header)

– O nie, tylko nie to!

– Znowu tam?

– Musimy tam jechać?

Takie zdania słyszę od moich dzieciaków kiedy informuję, że jedziemy do kooperatywy. Ze względu na obecny plan tygodnia nie mogę pojawiać się w koopie tak często jakbym chciał, ale jak już tam jestem to staram się być aktywny na tyle, na ile jest to możliwe. Tą społeczną aktywność, próbuję wpoić również moim pociechom.

Jeżeli chodzi bowiem o kwestie egzystencjalne szczególnej wagi i jeżeli dotyczą one moich najbliższych to nie ma absulutnie żadnych wymówek. Dzieciaki muszą poświęcić swój bezcenny, wolny czas, żeby przynajmniej raz w miesiącu spotkać się w gronie Poznańskiej Kooperatywy Spozywczej. Nie chodzi o to, żeby brały czynny udział w spotkaniach. Chodzi o to żeby ich podświadomość wiedziała, że mają w życiu alternatywę. Że mogą żyć i odżywiać się tak jak na ludzi przystało. Chodzi o to żeby wiedziały, że jak zaczną emanować radioaktywnym blaskiem czy to marketowego, czy dyskontowego jedzenia, to zawsze mogą wybrać się do kooperatywy, celem zakupu „normalnego” jedzenia. To dzięki spotkaniom w kooperatywie moje dzieciaki zaczęły interesować się światem witamin, tego co naprawdę jest zdrowe, zaczęły zadawać pytania, m.in. co to jest kooperatywa, co oznacza „charytatywny”, zobaczyły i skosztowały jedzenia, którego nigdy w życiu by nie tknęły.

Jestem jak ten sybryjski rodzic, który w chłodny wieczór specjalnie odsywa swoje dziecko od ogniska – nie po to żeby dziecku wyrządzić krzywdę, ale po to żeby przyzwyczajać je do mrozów, przyzwyczajać je do zimna, zahartować. Głównym zamysłem Syberyjczyka jest to, żeby dziecko wyrobiło w sobie naturalny instynkt przetrwania. Potraficie dojrzeć tutaj analogię?

Od dawna otwarcie potwarzam, że kooperatywa jest narzędziem do przetrwania. Cała ta korpo hołota, która nas zatruwa, robi to pod pretekstem zaspokajania naszych potrzeb. Oni przecież śmieją się nam prosto w twarz, obdarowując nas tym czego nie potrzebujemy i wypychając przy okazji swoje „tłuste” portfele. Tworzą odpowiednie klimat do tego, żebyśmy na własne życzenie, stali się niewolnikami wspierającymi ten ich niemoralny, syfiasty interes.

Być może masz inne zdanie na ten temat. Być może nie interesuje Cię z czego się składa i skąd pochodzi Twoje jedzenie. Twoje życie i Twój wybór – szanuję je. Nie mam zamiaru nakładaniać Cię do zmiany poglądów i przyzwyczajeń. Ale pomyśl o swoich dzieciach. Nie obchodzi Cię przyszłość Twoich pociech?

Warto dodać, że jednym z czterech ważnych celów statutowych Poznańskiej Kooperatywy Spożywczej jest działalność edukacyjna ,która dotyczy zarówno małych jak i dużych. Osobom takim jak Ciotka, czy Kasia z Ograniczam się, zależy również na tym, żeby ich dzieci wiedziały co jadzą. W dzisiejszych czasach bycie rodzicem dobrym, to bycie rodzicem świadomym. Zadbaj o swoje zdrowie, zadbaj o zdrowie Twoich najbliższych. Zajrzyj do kooperatywy i dowiedz się z czym to się je.

Już niedługo z okazji 5 roku istnienia poznańskiej kooperatywy wybieramy się wspólnie na wycieczkę rowerową do gospodarstwa w Marszewie skąd w większości pochodzą nasze produkty. Jeżeli masz czas i ochotę to zapraszam do przyłączenia się do wyprawy.  Każdy może! Więcej szczegółów znajdziesz (przykro mi to mówić) na funpagu kooperatywy na BookaFejsie. Uwaga do Marszewa można dojechać również pociągiem lub samochodem.

PS. Co mogę zrobić, kiedy po raz któryś z rzędu słyszę pytanie zadane przez dzieciaki: Musimy jechać do kooperatywy? Mogę zorganizować spotkanie kooperatywy na chacie. Tak też ostatnio zrobiłem. Zaprosiłem uczestników kooperatywy do siebie, gdzie w przyjaznej, rodzinnej atmosferze, udało nam się podjąć naprawdę bardzo ważne decyzje.

Kooperatywa przygotowuje się do wiosny

o mojej kooperatywie

O mojej kooperatywie – tytuł zmieniony na obecny. W tle audycja Bugalskiego dedykowana Młynarskiemu.

Dzisiaj (czyli faktycznie wczoraj) było niezwykłym dniem. Z uwagi na późną porę zakończenia firmowego szkolenia, na zebranie zarządku Poznańskiej Kooperatywy Spożywczej wybrałem się spóźniony. Trzeba tutaj wyjaśnić, że owo spóźnienie w przeliczeniu na popularną jednostkę czasu wynosiło około 60 minut.

Latynowski styl rzec można. Spóźnianie weszło mi wszak w krew. Wszyscy, którzy znają mnie dość dobrze wiedzą, że jest to umiejętność, którą ostatnimi laty pieczołowicie pielęgnuję. No ale pomówmy na serio.

Miałem wybór. Mogłem jechać od razu do domu. Dzień był naaaaprawdę dłuuuuuugi i byłem fizycznie i psychicznie wykończony! Coś mi jednak podpowiadało, że muszę wybrać się do centrum i wziąć udział w spotkaniu. Może nie jestem za bardzo aktywny w operacyjnej części całego przedsięwzięcia, ale za to próbuję angażować się w bardziej kreatywną formę uczestnictwa w tymże projekcie. Jest to dla mnie rzecz nie tylko ekscytująca, ale przynosząca spokój ducha. Czuję, że mogę w jakimś stopniu wypełnić misję swojego życia.

(więcej…)

Julia Marcell w Blue Nocie

julia marcell

Julia Marcell

Zdarza się Wam przeżyć niezwykłą historię życia? Taką, na którą czekaliście bardzo długo i którą na pewno wspominać będziecie jeszcze przez długi czas? Ja taką historię przeżyłem niedawno. Ale first things first!
Musiało minąć kilka długich miesięcy, żeby wreszcie kalendarz wskazał dzień 16 grudnia. Po szczególnie uciążliwym tygodniu (zagraniczne wojaże), wreszcie nadszedł piątek. Dzień od samego rana ciągnął się jak flaki z olejem, ale czym bliżej 19-stej, tym tempo przyspieszało. Miałem jeszcze tyle do zrobienia. W pewnym momencie stanąłem i powiedziałem sobie wprost: STOP! Nie wyrobię się w czasie. Nie dam rady dotrzeć na koncert na czas. Zaciągnąłem ręczny!

Wszedłem do windy, którą akurat zjeżdżała starsza pani. Po grzecznościowym Dobry Wieczór nastąpiła niespokojna cisza. Spojrzałemu ukradkiem w stronę staruszki, która tylko czekała na ten ruch.
– Właśnie idę na spacerek! – zagadała kobicinka.
– Pogoda idealnie się do tego nadaje – odrzekłem.
Kolejna cisza trwała już zdecydowanie krócej. Nie chcąc być nietowarzyski podzieliłem się swoimi planami na wieczór. Oj, widać, że temat chwycił, bo od razu usłyszałem pytanie, czyj to koncert.
– Jaki to jest rodzaj muzyki? – zapytała towarzyszka zjazdu (windowego).
– Alternatywny rodzaj popu!

(więcej…)

Projekt Przeprowadzka

przeprowadzka

Projekt przeprowadzka, jest pierwszym projektem przynależącym do katergorii projektów  tzw. kategorii „życiowej”. Każdy z nas, prywatnie ma sporo różnorakich projektów. Weźmy chociażby zakup samochodu, narodziny dziecka czy rodzinną wycieczkę zagraniczną.
Projekt, o którym wspomniałem w pierwszym zdaniu jest dość prosty w swojej złożoności. Mamy tutaj określony zakres projektowy (1) – w tym przypadku jest to czynność przenosin z punktu A do punktu B i C. Nie, to nie pomyłka „i C”. Proszę nie regulować monitorów. Opowiem Wam o tym kiedyś – jak dotrzemy Wszyscy do odpowiedniego momentu. Obiecuję!
Pośrednio, od jakiegoś czasu myśleliśmy bardzo poważnie na temat przeprowadzki. Rozmawialiśmy na ten temat bardzo intensywnie. Pewnie nie raz słyszeliście, że jakaś tam strona rządowa twardo negocjowała warunki jakiegoś porozumienia. Jakie tam twarde negocjacje? Czysta ściema medialna. To pestka w porównaniu z partnerskimi pertraktacjami jakim musieliśmy stawić czoła.

(więcej…)

Spotkanie z nieznajomymi na Szelągu

Plaża na Szelągu – fot. Mr Photo Limited

Owo wydarzenie o którym tutaj wspomnę miało miejsce w zeszły czwartek. Dla wszystkich tych którzy mieliby się później czepiać, sprostuję, iż był to już właściwie piątek. Idąc spacerkiem o 3 nad ranem (a może to była czwarta? – w każdym razie było już widno), byłem świadkiem niecodziennego zjawiska. Wcześniej jednak spotkałem na mieście dobrego ziomala. Mecz z Portugalczykami był poniekąd pretekstem do spotkania. Mecz niestety przegrany, ale pozytywne newsy zupełnie nam wspomnianą przegraną zrekompensowały. Celebracji nie było końca, dlatego nie zaprzeczam, że wydarzenie o którym wspomniałem na samym początku, może być zarówno najprawdziwszym z prawdziwych albo też może być wytworem mojej jakże wybujałej wyobraźni.

Maszerując Wartostradą, wybitnie zagłuszałem wszystkie ptoszki. Pomagał mi w tym ostatni album Marina and the Diamonts*, który od jakiegoś czasu zajmuje pierwsze miejsce na mojej personalnej liście przebojów. Jak  zwykle o tej porze roku, postanowiłem przywitać się z cieciem, który odpowiedzialny był za ochronę kontenerów na Plaży Szelągowskiej. Podszedłem bliżej i zamiast stróża, spotkałem dwie panie i jednego faceta, którzy siedzieli sobie wygodnie w koszach plażowych. Każda z tych młodych osób piła wino. Czysta ciekawość pozwoliła mi podejść i zagadnąć. Coś mi podpowiadało, że cała trójka jest sobie znana. Nie zostałem odrzucony przez grupę, ale swoją obecność musiałem odkupić zaspakajaniem ciekawości nieznajomych.

(więcej…)

Poznańska Kooperatywa Spożywcza

Logo Poznańskiej Kooperatywy Spożywczej

Logo Poznańskiej Kooperatywy Spożywczej

W dzisiejszych czasach na życzenie trujemy się spożywanym jedzeniem. Dodatkowo żyjemy w ciągłym stresie, za mało sypiamy, oglądamy za dużo telewizji i siedzimy zbyt długo przed kompem (czy to w domu czy w pracy). Ostatnio zbyt rzadko rozstajemy się z telefonem komórkowym co jest bardzo niepokojącym zjawiskiem. Musimy się liczyć z tym, że jedna komórka nie zastąpi nam ogromu naszych super zdolnych szarych komórek, także nie przesadzajmy zbytnio z tą technologicznie zaawansowaną zdobyczą ludzkości.
Najczęściej wszystko to robimy nieświadomie, ale w wielu sytuacjach podejmujemy tragiczne dla naszego organizmu decyzje. Często jest tak, że nie mamy zbytnio wyboru bo pewne rzeczy są nam narzucane. Tak dzieje się m.in. z pożywieniem. Sytuacja staje się utrudniona, kiedy zamieszkujemy duże miasto. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że mieszkając na wsi, przy odrobinie chęci założymy sobie ogródek. Ale co wtedy kiedy mieszkamy w mieście? Ano wtedy pojawia się takie cudo jak kooperatywa spożywcza. Tak, kooperatywa spożywcza to coś realnego i co wyśmienicie funkcjonuje w kapitalistycznej dżungli. Przeczytaj o mojej przygodzie z Poznańską Kooperatywą Spożywczą.
(więcej…)

WP Radio
WP Radio
OFFLINE LIVE