Prace archeologiczne
Pewnego lata dość przypadkowo otrzymałem propozycję pracy na pełnym etacie, przy wykopaliskach archeologicznych. Rejon z którego pochodzę jest bogaty w archeologiczne znaleziska o czym świadczy wszystkim znany Biskupin chociażby. Wspólnie ze znajomym i grupą znanych nam bezrobotnych, udaliśmy się na wyznaczone miejsce. Zarówno to pierwsze jak i inne punkty odkrywkowe znajdowały się w szczerym polu.
Każdego dnia, po kilku minutach od rozpoczęcia pracy, nasz Szefuncio, a był nim profesor z miejscowego uniwersytetu, znikał w celu załatwienia formalności. Wiele musiał pewnie natrudzić się z lokalną biurokracją, bowiem za każdym razem wracał wężykiem, przytłoczony ogromem gminnych posiedzeń.
Nasza praca polegała głownie na odkrywaniu powierzchni ziemi, maleńkimi warstwami. Narzędziami, które używaliśmy do pracy były szypy – najlepiej nadające się do tej mozolnej i wyczerpującej pracy. Maleńka warstwa zostaje odkryta, i po niej przychodzi pora na następną kilkucentymetrową. Słonce wschodzi coraz wyżej i robi się coraz cieplej.