Czego to ja w życiu nie robiłem

Prace archeologiczne

dinozaur

www.national-geographic.pl

Pewnego lata dość przypadkowo otrzymałem propozycję pracy na pełnym etacie, przy wykopaliskach archeologicznych. Rejon z którego pochodzę jest bogaty w archeologiczne znaleziska o czym świadczy wszystkim znany Biskupin chociażby. Wspólnie ze znajomym i grupą znanych nam bezrobotnych, udaliśmy się na wyznaczone miejsce. Zarówno to pierwsze jak i inne punkty odkrywkowe znajdowały się w szczerym polu.

Każdego dnia, po kilku minutach od rozpoczęcia pracy, nasz Szefuncio, a był nim profesor z miejscowego uniwersytetu, znikał w celu załatwienia formalności. Wiele musiał pewnie natrudzić się z lokalną biurokracją, bowiem za każdym razem wracał wężykiem, przytłoczony ogromem gminnych posiedzeń.

Nasza praca polegała głownie na odkrywaniu powierzchni ziemi, maleńkimi warstwami. Narzędziami, które używaliśmy do pracy były szypy – najlepiej nadające się do tej mozolnej i wyczerpującej pracy. Maleńka warstwa zostaje odkryta, i po niej przychodzi pora na następną kilkucentymetrową. Słonce wschodzi coraz wyżej i robi się coraz cieplej.

(więcej…)

Praca w polu

żniwiarka

Kto miał kontakt z takim cudeńkiem pewnie wie do czego służy(ło)

Jak to mówią żadna praca nie hańbi. I tak było w tych przypadkach. No bo mowa tutaj o bardzo wielu wypadach w pole. Była to właściwe jedyna dostępna sposobność do zarobienia na zimowe buty, sfinansowanie wypadu „na miasto” lub imprezę, itp. Te osoby, którym rodzice sponsorowali lub sponsorują prawie wszystko, chyba nie mają zielonego pojęcia o czym tutaj mówię. Nadarza się w końcu jakaś maleńka szansa, aby dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat.
Praca w polu to ogólna nazwa prawie wszystkiego, co z polem może być związane: żniwa, wykopki, „przerywka”, polowania, itp. Zakres robót był naprawdę różnorodny, jednak za każdym razem, mimo młodzieńczego wieku, nikt nikomu nie szedł na ustępstwa i w pracy prawie zawsze traktowano mnie na równi z dorosłymi. Zresztą nie byłem wyjątkiem. Moi rówieśnicy często pracowali po to, by później wrzucić ciężko zarobione pieniądze do rodzinnego budżetu. Takie dokładanie musiało boleć, bo nie miało się zaskórniaków na zwykłą oranżadę. Dzisiaj takie osoby mają duży respekt do samej istoty pracy. W moim przynajmniej przypadku właśnie tak to wygląda.

(więcej…)

Pieczątkowy stemplujący metki

Daj to swojej żonie - to jej praca

Daj to swojej żonie – to jej praca

Pierwszą poważną wykonywaną przeze mnie pracą, było stemplowanie metek. Wyprodukowane przeze mnie metki były później wszywane do ubrań. Swego czasu ciotka pracowała jako szwaczka w lokalnym zakładzie produkującym ubrania. Pamiętam jego nazwę: Dzianotex – piękną miał ktoś wyobraźnię. Dzisiaj firma już nie istnieje – jak tysiące innych „nie rentownych” miejsc, chociaż swego czasu słynna była nawet za granicą.
Były to lata osiemdziesiąte, a ja miałem wtedy 8-9 lat. Praca ciekawa jak na tamte czasy. Zasiadałem wtedy przy stole z białymi, nieskażonymi jeszcze rulonami taśmy (były ich setki metrów), obok leżało kilka pieczątek z przeróżnymi symbolami, które wtedy nie miały dla mnie najmniejszego znaczenia. I rozpoczynałem stemplowanie. Dla przeciętnego stemplującego byłoby to nudne zajęcie. Wystarczyło jednakże wykazać się odrobiną wyobraźni i już ta czynność wydawała się bardziej interesująca. Raz byłem zawodnikiem olimpiady, który to prowadzi w peletonie, innym razem pracowałem na poczcie przyjmując listy od ludzi z całego świata, itp.

Pora na wypłatę

Za cały wakacyjny dorobek dostałem wtedy 200 złotych, które później zgubiłem jadąc rozradowany na rowerze. Ciężko wypracowanego wtedy Jarosława Dąbrowskiego, zakropiłem rześkim płaczem w samotności. I pomyśleć, że z takim doświadczeniem śmiało mógłbym podjąć pracę, w jakimkolwiek polskim urzędzie.

WP Radio
WP Radio
OFFLINE LIVE