Nowe życie – początek czegoś nowego

bociek

Nadeszła wiosna, nadeszło nowe życie – i to w sensie dosłownym. Potomek przyszedł na świat w zeszłym tygodniu. Wszystko odbyło się bez żadnych przeszkód, a Mamusia i Dzidzia są pełni zdrowia.
Szczęście w rodzinie na dzień dzisiejszy objawia się głównie brakiem czasu na cokolwiek, ale Nowa Istota, relacje Super Julka na całą sytuację, itp, wypełniają całe nasze życie.
Szpital wbrew naszym obawom okazał się wyjątkowy – szczególnie pod względem stosunku pracowników w odniesieniu do do nas i całej sytuacji. W porównaniu do rodzenia w Anglii, widać braki w sprzęcie (np. dostęp do znieczuleń), zacofanie w chociażby sposobach rodzenia: Małżonka chyba jako pierwsza urodziła w tym szpitalu w pozycji nie leżącej co wzbudziło sensację i zainteresowanie całego szpitalnego personelu. Co dziwne na pozycję „Na Indiana” zgodę wyrazić musiał sam doktor no i musiała znaleźć się położna, która pierwszy raz w życiu podejmie się takiego porodu.

Aktywne rodzenie

W samym rodzeniu dużo pomogło aktywne rodzenie, które objawiało się w chodzeniu, rolowaniu na piłce od jogi, skakanie, przysiadach, tańcu i śpiewie, itp. Jednym słowem wszystko byle nie ułożyć się we wyrze na plecach. Zresztą sugestie o wskoczeniu do wyra padały bardzo często. Mane nie poddawała się jednak.
Troszeczkę byliśmy zszokowani, że WSZYSTKIE kobiety w oczekiwaniu na poród leżały we wyrach.
Po trzech dniach Mama i Dzidzia znalazły się w domu. Ponoć muszą być te trzy dni, ażeby szpital dostał pieniądze. Urlopu żadnego nie dostałem bo mi nie przysługuje – umowa zlecenie.
Na zakończenie muszę podkreślić jeszcze raz: położne, doktorzy, pielęgniarki i nawet sprzątaczki szpitala naprawdę dali radę. W takim towarzystwie i w takiej atmosferze można byłoby rodzić co roku. Jednak następnym razem damy szansę komuś innemu.