W Polsce przesrane być cudzoziemcem

bureaucracyKiedy jesteś cudzoziemcem i masz zamiar zamieszkać w Polsce, czekać Cię będzie długa droga zanim w spokoju ducha zamieszkasz w spokoju w krainie Lecha.
Nie pomaga to, że Twój partner/małżonek jest Polakiem, że masz z nim gromadę wspaniałych dzieci. Nie bój i tak czekać Cię kontakt z zawiłymi procedurami, niegrzecznymi urzędnikami i całą tą biurokracją, która żywi się Twoim strachem, brakiem wiedzy, Twoim bezcennym czasem no i pochłania zawartość Twojego portfela.
W obliczu tego wszystkiego masz być maleńkim robaczkiem, który podlega każdym żądaniom i widzi misie.
Co by tu chcieć? Powiedzmy, że ubiegasz się o kartę pobytu.
Pierwszą dostajesz na rok, później musisz się starać o następną, która może, ale nie musi być przyznana na dwa lata. Jeżeli dożyjesz możesz starać się o pobyt stały albo następną kartę pobytu.

Od czego by tu zacząć?

Logicznym jest ażeby zacząć od pozyskania niezbędnych informacji. Nie ma problemu z odnalezieniem informacji o urzędzie, w którym trzeba będzie złożyć dokumenty. No chyba, że nie znasz Polskiego. To już nie nasza sprawa.
Znasz urząd, adres i masz listę dokumentów. Kompletujesz papiery – powiedzmy przez tydzień. Uradowany udajesz się wreszcie do urzędu.
Cisza przed drzwiami urzędu oznajmia, że nie katują. Radość jest wielka, bo oto wszystkie formalności załatwisz w ten piękny wiosenny dzień… I wtedy się obudziłeś.
Urzędnik stwierdza czystą polszczyzną (no bo po co w wydziale do spraw cudzoziemców znać języki) coś w stylu:
– Mimo tego, że jesteśmy e – urzędem, nie dostarczył/a pan/i odpowiednich dokumentów. Według mojej listy brakuje tego, tego, tego, tamtego, bla, bla, bla i jeszcze tego.
Patrzysz na dumnego z siebie pracownika urzędu i próbujesz rozszyfrować to jego bla, bla, bla.
Po niedługim czasie dowiadujesz się co i jak, bo przecież jest przy Tobie partner.

Kompletujesz dokumenty. Mijają dni, tygodnie, miesiące. Niedługo będzie koniec. Koniec upływu ważności Twojej wizy (jeżeli jesteś spoza Unii). Musisz się pośpieszyć. Pamiętaj ażeby wygospodarować fundusz rezerwowy, bo realizacja tych punkcików, plus wyjazdy do dużego miasta, kserokopie, zdjęcia, plus wpłata na konto urzędu, kosztować Cię będzie połowę minimalnego wynagrodzenia.

Udajesz się wreszcie z dokumentami do urzędnika. Ten sprawdza czy wszystko jest w porządku, po czym odsyła Cię do punktu ksero, który musisz sobie znaleźć w nowym dla Ciebie mieście. I pamiętaj, że w zależności od dokumentu – wykonać należy jego trzy lub cztery kopie. Przed wyjściem urzędnik informuje Cię, żebyś się pośpieszył bo biuro zamyka za godzinę. Kserujesz, układasz wszystko w należytym porządku, spinasz, no i z jęzorem na wierzchu wpadasz wreszcie do …kasy aby zapłacić pieniądze za usługę państwa.

Z plikiem dokumentów, grubości 6-7cm wchodzisz uradowany do pokoju urzędnika i ten z radością Cię nie wita niestety. Wyciąga zestaw pieczątek: pieczątka zgodności z oryginałem, pieczątka urzędu, pieczątka z datą i pieczątka imienna. No i tak po kolei każdy papierek z tej kilkucentymetrowej kupki stempluje nasz kochany urzędnik po czym na zakończenie potwierdza podpisem. Kafka byłby dumny.
Nareszcie robota skończona – z samym tylko paszportem – niepotrzebnie jeździłeś/aś po świecie. Wszystkie strony zawierające jakiekolwiek pieczątki muszą zostać skserowane. Nareszcie koniec! – myślisz sobie.

Oj nie nie, to jeszcze nie koniec

Przyjeżdża policja – dzielnicowy z pomocnikiem. Oczywiście rodziny nie trzeba przedstawiać bo funkcjonariusze profile na naszej klasie sprawdzili i wszystko jasne.
Wreszcie musi paść to ważne pytanie: Czy stanowi pani/pan zagrożenie terrorystyczne dla bezpieczeństwa naszego kraju. Oczywiście odpowiadasz przecząco. Procedura jest podobna jak na wnioskach wizowych do Juendesej. Znajdują się tam pytania typu: Czy jest pan/i terrorystą?
Po tym wizyta straży granicznej. Musisz biegać po sąsiadach i prosić ich, aby wstąpili do Twojego domu na chwilkę bo Mundurowi muszą kilka kontrolnych pytań zadać odnośnie sąsiedztwa.
Wspomnieć należy jeszcze o rozmowie z urzędnikiem w obecności tłumacza przysięgłego, za którego płacisz z własnej kieszeni. Musisz przecież wziąć pod uwagę to, że wszyscy w urzędzie mówią tylko po polsku – takie się ma wrażenie. Najpierw seria pytań dla Ciebie, później seria pytań dla partnera. Urzędnicy mogą mieć pretensje o niezgodności związane z nieistotnymi sprawami jak np. sposób naliczania pięter: trudno przecież sobie wyobrazić, że w innych krajach mogą naliczać piętra od piwnicy i parteru.
No i doszliśmy do punktu, w którym otrzymujemy upragnioną decyzję. Potrzebne nam jest jeszcze ID, które odgrywa tutaj rolę właściwego dokumentu. Ażeby otrzymać kartę pobytu trzeba wykonać serię telefonów z zapytaniem, czy karta jest już na miejscu. Upragniony plastik odbierasz osobiście w urzędzie – nie zapominając wpłacić do urzędu 50 zł.

PS. Są to wydarzenia prawdziwe i miały miejsce w dwóch urzędach w różnym czasie.
I pomyśleć, że np. w Anglii, jeżeli Twój partner jest obywatelem państwa członkowskiego (UE) otrzymujesz za darmo prawo pobytu i pracy na okres sześciu lat. Wystarczy wysłać list potwierdzający np. konkubinat i paszport, w którym po miesiącu zobaczysz swoje prawo rezydenckie.