Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy – J.J Abrams. You’ve failed me for the last time!

przebudzenie-mocy

Przebudzenie Mocy – Star Wars (oficjalny plakat)

Może nie jestem jakimś tam wielkim fanem Star Wars, ale głównie za sprawą Super Julka zacząłem nadrabiać wieloletnie zaległości. Pamiętam jak dziś, kiedy oglądając z synem pierwszą produkcję sagi – Nowa Nadzieja [1977] przyciąłem komara. I w najdramatyczniejszym momencie, kiedy to Darth Vader przyznawał się przed Lukiem, że przyczynił się do jego poczęcia, Super Julek próbował wybudzić mnie z głębokiego snu. Wszystko po to żebym i ja mógł być świadkiem tej przełomowej chwili (czytaj również: Wstęp do prawdziwego Star Wars).

Star Wars nigdy nie fascynowało mnie tak jak innych. Właściwie to tego roku. Wiele można zawdzięczać rozgłosowi, jaki najnowszej VII części  Przebudzenie Mocy [2015] przysporzył Disney i media. Przyznam się, że nawet obejrzałem z dużym zaciekawieniem pierwsze trzy – najstarsze odcinki. Właściwie najstarsze z punktu widzenia produkcji. Zresztą wtajemniczonych nie muszę wprowadzać w tą zawiłość. Sam osobiście miałem z tym na początku wielki problem, ale wydaje mi się, że teraz moja wiedza starłorsowa osiągnęła spory postęp. Ale do rzeczy.

Wreszcie nastąpiła długa wyczekiwana wizyta w kinie. Nie myślcie, że był to spontaniczny wypad. Niestety nie – bilety zarezerwowane mieliśmy już w październiku. Tym którzy mieli okazję odwiedzić Vue Westfield London nie muszę mówić, że Star Wars wyświetlany jest tam na super ogromnych VueXtreme ekranach w najnowszej jakości Sony 4K Digital z tak czystym obrazem, że wymyta pupa niemowlęcia przy tym wymięka. Dodatkowo z głośników płynie dzwięk Dolby 'Profound Sound’, a do dyspozycji widza są wygodne siedzenia z zagłowkami i pięknie przylegające do nosa okulary 3D.

Czy jesteście gotowi na Przebudzenie Mocy?

Nie wiem jak wy, ale ja tak. Już pierwsze dźwięki puszczane podczas prezentacji systemu nagłaśniającego sprawiły, że moja siostrzenica kilka razy głośno kwiknęła na całą salę. Zapowiada się nieźle. Oczekiwania dość spore sprawiły, że pierwsze minuty filmu wbijały w fotel. Pierwsze sceny szokowały do tego stopnia, że prawie łzy spływały mi z oczu.

Jednak czym dłużej oglądałem ten film, tym rosło moje rozczarowanie. Z minuty na minutę okazywało się że najnowszy Star Wars zupełnie pozbawiony jakieś konkretnej fabuły, dialogi są denne i że praktycznie poza efektami specjalnymi, które naprawdę nadrabiały wszystko to co opisane powyżej, to film pozostawiał wiele do życzenia. Czułem się jakbym oglądał kolejnego z rzędu X-Mana.

Jak to napisał FILMWEB, najnowszy Star Wars to „napakowany akcją i humorem rollercoaster”. Zgadzam się co do akcji, której w filmie nie brakowało, ale jeżeli chodzi o humor to ja się siebie i przy okazji recenzenta pytam, w którym miejscu? Proszę mi wskazać, które sceny, dialogi, cokolwiek co było w tym filmie, co by mogło śmieszyć? Można byłoby stwierdzić – ok, skoro jest Han Solo, to powinny być jakieś zgryźliwe uwagi, docinki, śmieszna wymiana zdań. Nic z tych rzeczy. W jednym fragmencie Solo Senior wymawia nawet coś w stylu: „I like this guy!” Czy to jakaś kpina? Czyżby na starość złagodniał? A może nieustająca przyjaźń i towarzystwo Chewbacci zmieniło tak bohatera? Jedyną postacią, a właściwie robotem, który potrafił śmieszyć był BB-8. Jednak według Michała Walkiewicza to aktorstwo Rey (Daisy Ridley) oraz Finna (John Boyega) stanowi popis komediowego aktorstwa. Zwłaszcza gra ostatniego była dość patetyczna. Jednak największe wrażenie wywarł na mnie Adam Driver, który grał rolę Bena Solo, znanego jako Kylo Rena. Być może mogę kogoś tutaj obrazić, ale kiedy aktor ściągał maskę pokazując swoje prawdziwe oblicze to prawie wybuchnąłem śmiechem. Naprawdę panie Abrams? Czy pan jest poważny? A może to była kontynuacja sequelu GIRLS, a nie Star Wars? Owszem w masce ujdzie, ale już bez niej? Poczułem się oszukany. Zdaję sobie sprawę, że syn Hana był w dość młodym wieku, ale spodziewałem się kogoś (…) poważaniejszego. Darth Vader to był ktoś, zaś nowy koleś w masce to jedynie kolejna marvelowska postać (a jest ich tyle, że naprawdę trudno się połapać – ale czy kogoś to naprawdę interesuje?)

Dobra jedziemy z falą krytycyzmu dalej. W ostatniej części Gwiezdnych Wojen, poza nowym robotem BB-8, nie było nic nowego. Kolejna gwiazda – planeta występująca jako broń masowej zagłady została zniszczona przez tych dobrych – bum i jej nie ma, kolejny człowiek w masce, kolejny robot który jest najzabawniejszą postacią w filmie, kolejna orkiestra która zagrała skoczne melodie. No poza tym, że w rolę stormtrooperów  mógł się wcielić każdy wliczając afroamerykanów jak i kobiety. Ta poprawność polityczna przyprawia mnie o zawrót głowy (pamiętacie jakież było zdziwienie mediów i opinii publicznej jak się okazało, że w VIII części Harrego Pottera zagra ciemnoskóra aktorka). Ah, trudno tutaj zapomnieć o perypetiach ojcowsko synowskich. To też właściwie nic nowego w Star Wars. Ale dlaczego tatusiowe tak muszą cierpieć. Przecież w dobie niżu demograficznego wpływnie to negatywnie na wzrost liczby urodzin dzieci. Czy o to chodzi twórcom Gwiezdnych Wojen? Wcale bym się nie zdzwił gdyby tak było. Przecież przekaz mógłby być oczywisty, gdyby First Order, czyli Najwyższy Porządek  było odniesieniem do New World Order. Widzicie jak to sobie wykombinowałem?

Zauważyliście, że nawet grający czarne charaktery również i w tej części Gwiezdnych Wojen pochodzą z UK.

Niezwykłe jest również to, że bohaterowie ogólnie są wszechwiedzący i wszystkopotrafiący. Wiedzą jak kierować każdym statkiem kosmicznym, potrafią komunikować się z robotami i tak operują mieczami jedi jakby byli uczniami samego Luka, nie wspominając o tym że znają pozycję wyjściową do trzymania miecza świetlnego. Przypomina mi się od razu ile musiał trenować Luke pod czujnym okiem Yody, zanim mógł sprawnie posługiwać się mieczem.

Kasa, kasa i jeszcze raz kasa

Czy tutaj faktycznie chodziło o zrobienie naprawdę dobrego filmu, czy zarobienie grubych milionów i bicie kolejnych rekordów wszechczasów? Czytając kilka pierwszych z brzegu recenzji, miałem wrażenie jakby wszyscy je piszący albo byli przez Disneya kupieni, albo obleciał ich strach przed tym, że mogliby być wytykani palcami za odmienne zdanie. W sumie to mogło też istnieć jakieś tam prawdopodobieństwo, że im się ten film po prostu podobał.

Na przykład IGN pisze o Przebudzeniu Mocy następująco:

Na szczęście nowa obsada z Przebudzenia Mocy prezentuje się naprawdę rewelacyjnie. Ridley jako Rey, Driver jako spektakularny Kylo Ren. Jego występ nadaje wielką głębię postaci, która mogła skończyć jako płytka i jednowymiarowa, a wydarzenia z jego wątku pozostawiają widza w zamyśleniu po zakończeniu seansu.

Oh, give me a brake!

Wspomniany wcześniej FilmWeb pisze, że Przebudzenie Mocy ma „świetnie napisanych bohaterów” i że J.J. Abrams próbował posprzątać bałagan jaki pozostawił po sobie Lucas. Moim zdaniem właśnie ten bałagan tworzył magię i urok Gwiezdnych Wojen. Od zawsze sprawiał, że Ci którzy wiedzieli o co chodzi w całej sadze należeli do grupy „wybranych” zaś ich wiedza świadczyła o stopniu wtajemniczenia.

Z kolei serwis Spider donosi jakoby bardzo wielu ludzi płakało na zakończenie seansu. Wydaje mi się, że raczej mogły to być łzy rozpaczy, a nie wzruszenia.

Gdyby nie zapierające dech w piersiach efekty specjalne to byłoby naprawdę słabo. Podnosząca się woda za lecącym nad nią statkiem kosmicznym, czy „odrzuty” z wybuchów lecących na publikę, to tylko niektóre naprawdę dobrze zrobione elementy tego filmu. Chociażby dla nich warto byłoby pójść do kina (trzeba byłoby jednak zapomnieć, że oglądało się kiedyś poprzednie odcinki Star Wars).

Osobiście byłem przekonany, że to ostatni film z serii Gwiezdnych Wojen. Okazało się, że powstaną jeszcze dwa, nie wliczając w to tzw. spin-offów:

Rogue One: A Star Wars Story – 23 grudnia 2016
Gwiezdne Wojny VIII – 26 maja 2017
Film o młodym Hanie Solo – 25 maja 2018
Gwiezdne Wojny IX – 2019 (niepewne)
Kolejny spin-off (podobno o Boba Fett) – data premiery nieznana

Ogólne wrażenie mam takie jakbym próbował odgrzewanego kotleta z frytkami odgrzewanymi w tym samym oleju. Najedzony jestem, ale niedosyt pozostał i dziwny posmak w gębie również. Chciałbym zaznaczyć, że nie jestem żadnym specjalistą od Star Wars i że powyższe opinie są jedynie subiektywną oceną filmu. Aha, czy wspominałem Wam, że tekst może zawierać spojlery. Jeżeli dotarliście do tego momentu to i tak za późno.

A czy Ty obejrzałeś już Przebudzenie Mocy? Czy zgadzasz się z moją opinią? Czy masz podobone odczucia jak ja? A może podobał Ci się ten film w całości? Jestem ciekaw Twojego zdania.