Na każdego przyjdzie kiedyś czas
Wczoraj wspomniałem o śmierci Ciotki Stelli. Wybaczcie, że zaczynam pisanie od złej wiadomości. Właściwie jej oczekiwanie wreszcie się spełniło (Tia żyła bowiem prawie cały wiek).
Jak wiemy społeczeństwo ziemi starzeje się w zastraszającym tempie. Wraz z owym trendem rozwija się biznes pogrzebowy – zwłaszcza w tak wielkim miejscu jakim jest Caracas. Po tym jak Tię odwiedzili odpowiednio doktor, który wypełnił akt zgonu, znajoma z centrum buddyjskiego, na miejscu po niecałej godzinie zjawili się przedstawiciele firmy pogrzebowej. Z tego tytułu, że małżonka pracowała właśnie w tej firmie przez 10 lat (jakieś 8 lat temu) – dostała trumnę gratis – darowizna.
Niewielkie ale zawsze pocieszenie.
Mimo tego, że Ciotka Stella z wyznania była buddyjką Daimoku (opiera się w głównej mierze na praktykowaniu Gongio), rodzina i znajomi mogli pożegnać się z nią w katolickiej kaplicy. (ktoś ostatecznie bierze za to pieniądze i to nie małe).
Znajomi ciotki odprawili uroczystość (trudno to nazwać pogrzebową) pożegnania ciała i zapoczątkowania nowego życia. Z uwagi na to, że większość zgromadzonych była katolickiego wyznania, cały obrzęd został należycie wytłumaczony. Zrozumienie jest podstawą akceptacji rzeczy taką jaka jest – bez zbędnej krytyki.
Po tym każdy w obecności wszystkich zgromadzonych, mógł powiedzieć kilka ciepłych słów o Ciotce Stelli. Pewnego razu powrócę do jej sylwetki – dość ciekawej zresztą.