Spotkanie z nieznajomymi na Szelągu
Owo wydarzenie o którym tutaj wspomnę miało miejsce w zeszły czwartek. Dla wszystkich tych którzy mieliby się później czepiać, sprostuję, iż był to już właściwie piątek. Idąc spacerkiem o 3 nad ranem (a może to była czwarta? – w każdym razie było już widno), byłem świadkiem niecodziennego zjawiska. Wcześniej jednak spotkałem na mieście dobrego ziomala. Mecz z Portugalczykami był poniekąd pretekstem do spotkania. Mecz niestety przegrany, ale pozytywne newsy zupełnie nam wspomnianą przegraną zrekompensowały. Celebracji nie było końca, dlatego nie zaprzeczam, że wydarzenie o którym wspomniałem na samym początku, może być zarówno najprawdziwszym z prawdziwych albo też może być wytworem mojej jakże wybujałej wyobraźni.
Maszerując Wartostradą, wybitnie zagłuszałem wszystkie ptoszki. Pomagał mi w tym ostatni album Marina and the Diamonts*, który od jakiegoś czasu zajmuje pierwsze miejsce na mojej personalnej liście przebojów. Jak zwykle o tej porze roku, postanowiłem przywitać się z cieciem, który odpowiedzialny był za ochronę kontenerów na Plaży Szelągowskiej. Podszedłem bliżej i zamiast stróża, spotkałem dwie panie i jednego faceta, którzy siedzieli sobie wygodnie w koszach plażowych. Każda z tych młodych osób piła wino. Czysta ciekawość pozwoliła mi podejść i zagadnąć. Coś mi podpowiadało, że cała trójka jest sobie znana. Nie zostałem odrzucony przez grupę, ale swoją obecność musiałem odkupić zaspakajaniem ciekawości nieznajomych.
Zaczęliśmy od rozmowy na temat poznańskiej kooperatywy. Nie wiem nawet jakim cudem weszliśmy na jej temat. Na pewno był to efekt spontanicznego ciągu zdarzeń. W trakcie naszej rozmowy pojawiło się sporo wątpliwości, które próbowałem rozwiewać. Następnie ogólnikowo, przedstawiłem obcym historię mojego życia – z perspektywy jego najbardziej znaczących aspektów. Jakże się one różniły w porównaniu z tymi sprzed roku, kilku, albo kilkunastu lat. Retrospekcja przyniosła odrobinę refleksji nad życiem.
Osoby te były niczym karty tarota: bardzo specyficzne, różne od siebie i tajemnicze. Każda z nich miała inną naturę, inny wyraz twarzy, inny sposób mówienia, artykułowania własnych emocji. Kulminacyjnym momentem było to jak usłyszałem od jednej z pań, że w moich oczach ukryty jest głęboki smutek. Do tego doszło jeszcze krótkie, oparte jedynie na domysłach, podsumowanie mojego życia. Nie należy do codzienności, wysłuchiwanie czegoś co mówi o mnie zupełnie obcy mi człowiek. Czegoś, co mogłoby być częścią mojego życia zarówno w przeszłości, jak i przyszłości. Świeże, obiektywne spojrzenie, wygłoszone przez nieznajomą, tchnęło we mnie ogromny pokład nadzei.
Zostałem z nimi dłużej. Ich towarzystwo miało w sobie jakąś taką dziwną moc i energię. Po kilku bardzo długich chwilach, które minęły bardzo, bardzo szybko (no bo tak jest zawsze), nieznajomi odeszli w przeciwną stronę. Czym byli bardziej oddaleni, tym coraz większym puchem pokrywała ich poranna, rzeczna mgła.
Minęło już prawie kilka dni od dziwnego spotkania, a ja wciąż zastanawiam się kim byli Ci ludzie? Mam nawet przygotowane pewne tezy:
- Moi duchowi opiekunowie, którzy pojawili się w moim życiu, po to żeby dokonać bardzo ważnego przekazu. Nie są mi oni przypisani na stałe. Być może chodzi tutaj o duchowe przesłanie, otrzymane właśnie w tym miejscu i czasie, przy wykorzystaniu właśnie – tych przypadkowych „ciał”.
- Dusze osób, które utopiły się w Warcie (wcale mi nie do śmiechu z tą wersją).
- Może to najzwyklejszy na świecie przypadek spotkania się z grupą pozytywnie zakręconych ludzi.
- Facet (albo panie), postanowiły skorzystać z pewnych usług, których nadrzędnym celem jest wynajmowane towarzystwo.
- (twoja odpowiedź: ….)
Jak myślisz, kim mogli być Ci ludzie? Jaka historia kryje się za ich plecami?
Najczęściej to właśnie przypadkowe osoby mają spory wkład w nasze mentalne uzdrowienie, przekonania, a może i nawet w duchowy rozwój. To spotkanie uzmysłowiło mi jedną rzecz: nigdy nie należy ignorować znaków pojawiających się w naszym życiu. Z takim utęsknieniem czeka się na nie, a kiedy już są, najczęściej je olewamy bo nie zdajemy sobie sprawy, że są one tym, czym są.
* Froot