Na temat Prezydenta Wenezuli Hugo Chaveza wiemy naprawdę niewiele. Dla większości jest to tyran i dykator. Jak to jest, że został wybierany 7-krotnie w wyborach prezydenckich i referendch odwoławczych, w demokratycznych wyborach przy frekwencji przekraczającej 70%. Na czym polega jego dykatura, czy Wenezuelczycy są z tego powodu nieszczęśliwi (oczywiście poza tymi, którzy należą do opozycji)?
Dzisiaj miałem sposobność zobaczyć Chaveza na kanale Telesur. Oczywiście nieprawdą jest, że Chavez występuje na okrągło w telewizji. 90% telewizyjnego rynku medialnego jest pod kontrolą stacji prywatnych i owszem Chavez pojawia się często, ale na kanale rządowym, gdzie oprócz wiadomości mowa jest o misjach socjalnych, problemach, planach na przyszłość, itp.
Cała rodzina postanowiła spędzić niedzielę w domu. Była to raczej odpowiednia decyzja z uwagi na upały jakie panowały na zewnątrz. Jednakże każdy był dzisiaj czymś zajęty. Mane postanowiła wziąć się za porządki po wczorajszej wizycie hydraulika, Nancy (teściowa) odkrywała skarby w pokoju Ciotki Stelli, Super Julek miał dzisiaj „ostry dyżur”, a ja usiadłem przed kalendarzem wypełnionym zadaniami. Od czego by tu zacząć? Tylko łagodnie – postanowiłem. Skontaktowałem się z rodziną w Polsce.
Oczywiście do tego celu posłużył mi darmowy i niezawodny Skype. Czy jednak aż tak niezawodny? Nie jest to pierwszy raz kiedy komunikator się zacina i po 3-4 minutach trzeba łączyć się od nowa.
od lewej: Mateo Guerra Marcano (1824-1900), ojciec Alberto Guerra Gomez Mateo Guerra Oliver, ojciec Mateo Guerra Marcano Alberto Guerra Gomez, syn Mateo Guerra Marcano, dziadek Carmen Alcala Guerra
Na temat drzewa genekologicznego rodziny pisał na łamach Super Julka sam Super Julek. Tych, którzy nie mieli okazji przeczytać tego artykułu odsyłam do noty z 27 marca 2007 (patrz artykuł poniżej).
Grupa rodzinnych zawodowców w postaci Ciotki Miny i Juana postanowiła na własną rękę zbadać pewną historyczną postać a mianowicie Mateo Guerra Marcano (1824-1900), który był ojcem Alberto Guerra Gomeza, który z kolei był dziadkiem Carmen Alcala Guerra. Carmen jest żyjącą prababką Super Julka. Uff!
Dzisiaj odwiedzamy dawną znajomą Mane, która mieszka w południowej części Caracas – El Valle. Zaraz po opuszczeniu stacji metra mamy przed sobą jedną z najruchliwszych dzielnic Wenezueli. Ruch tutaj jest wszędzie: na ulicach, chodnikach, w sklepach – dosłownie miasto żyje. Wokoło otaczają nas dzwięki klaksonów, ludzie prowadzą ze sobą ożywione dyskusje, straganiarze przekrzykują oferty: – Melones por dos mil! Manzanillas aqui!
Jednak pierwsze co rzuca się w oczy to gęsta zabudowa maleńkich domków. Tego typu terytorium skupione na wzgórzach Caracas (i nie tylko) nazywa się barrio. Zamieszkuje ją mniej bogatsza część Wenezuelczyków. Nie miałem okazji przechadzać się po barrio bo ponoć nawet w dzień jest tam niebezpiecznie – zwłaszcza jeśli wyglą się jak turysta. Jeżeli już ktoś miałby zamiar się tam wybrac to tylko z osobą, która dane barrio zamieszkuje, a jeszcze lepiej jeżeli się tam urodziła.
Dzisiejsze popołudnie było straszne. Niespodziewanie (od wczoraj) nawiedziła mnie infekcja ucha. Ból rozprzestrzeniał się od ucha na całą lewą szczękę i zaczynał atakować cała głowę. Po 15 minutach czekania na Pogotowiu, Mane z Super Julkiem postanowiła wrócić do domu dlatego, że mały był bardzo śpiący, no a ja czekałem na to upragnione wywołanie. Minęło pół godziny, zaczeły zjeżdzać ambulance z poszkodowanymi w wypadkach, przez co zrobił się totalny zastój. Niektóre pogotowia w Wenezueli są tak skonstruowane, że poczekalnie znajdują się na zewnątrz. I mimo, że siedzieliśmy w cieniu, słońce w zenicie robiło swoje. Zaczęło być strasznie gorąco. Do tego ogromny ból całej głowy – myślałem że zwariuję. Po godzinie jak grzyby po deszczu zaczęły się wywołania. Wyglądało to jakby wszyscy doktorzy wrócili z obiadu. Czekałem i czekałem. Ludzie którzy przychodzili po mnie dawno już zostali obsłużeni. Postanowiłem sprawdzić co ze mną. W międzyczasie pojawiła się Mane z malutką przekąską. Pani w recepcji uspakajała – jeszcze tylko 4 osoby przede mną. Po 2 godzinach i 15 minutach zostałem wreszcie przyjęty. Wyczytano mnie inaczej aniżeli z imienia i nazwiska: – Senior Gorni – zabrzmiał głos. Oczywiście padło pytanie jak wymawia się Andrzej.
– Andrzej – odpowiedziałem.
W drodze powrotnej zachaczyliśmy o aptekę, w której z bólu zwijałem się po podłodze. Pracownik apteki zaprowadził mnie do biura ażebym mógł spocząć w fotelu. Błyskawicznie pojawiło się kilku pracowników, którzy zasypali mnie serią pytań: skąd pochodzę, gdzie mieszkam, czy jestem na wakacjach, itp (ot wenezuelska ciekawość).
Więcej na temat Wenezueli przeczytacie na stronie Wenezolano
WWenezueli nazywają mnie BATA. W pracy, w sklepach, wszędzie gdzie wiedzą, że jestem Polakiem. Kiedy lecieliśmy z Margarity do Caracas, bagażowy jak dowiedział się, że jestem z Polski od razu nazwał mnie BATA. I kiedy dumnie kroczył z naszymi tobołami, opowiadał każdemu napotkanemu znajomemu, że właśnie obsługuje BATĘ. Czułem się jak jakaś sławna osoba.
Ano czemu nazywają mnie BATA, zapytacie? Jest taka powszechna reklama największej firmy telefonicznej Can TV. Reklama promuje karty, którymi można doładować internetowe konto. (więcej…)
Wenezolano jest kontynuacją tego co pierwotnie powstało jako Margarita Polaka. Ta z kolei miała być jedną z trzech stron, tworzących wspólnie internetową trylogię.
Pomysł odnośnie wspomnianej trylogii* i jej poszczególnych części składowych narodził się na początku pobytu na Wyspie Margarita. Swego czasu dorabiałem jako przewodnik obworząc po wyspie polskich turystów. To właśnie z takich wycieczek dowiedziałem się, że dostęp do jakichkolwiek informacji na temat Margarity (zwłaszcza w języku polskim) był i jest do tej pory niemożliwy.
Wieczorem, dziwna atmosfera zapanowała w domu – wyczuwana w związku z odejściem Ciotki Stelli. Kiedy małżonka dzwoniła do znajomych z wcale dobrą nowiną, poczuła coś w rodzaju energii spoczywającej na jej barku. Za jej plecami znajdował się pokój w którym umarła Ciotka Stella.
Jeszczego tego samego wieczoru Mane podniosła błyskawicznie głowę do góry, twierdząc że Tia Stella przeszła korytarzem. Zapytałem czy widziała ducha?! Opowiedziała, że widziała energię, która się poruszała.
Wczoraj wspomniałem o śmierci Ciotki Stelli. Wybaczcie, że zaczynam pisanie od złej wiadomości. Właściwie jej oczekiwanie wreszcie się spełniło (Tia żyła bowiem prawie cały wiek).
Jak wiemy społeczeństwo ziemi starzeje się w zastraszającym tempie. Wraz z owym trendem rozwija się biznes pogrzebowy – zwłaszcza w tak wielkim miejscu jakim jest Caracas. Po tym jak Tię odwiedzili odpowiednio doktor, który wypełnił akt zgonu, znajoma z centrum buddyjskiego, na miejscu po niecałej godzinie zjawili się przedstawiciele firmy pogrzebowej. Z tego tytułu, że małżonka pracowała właśnie w tej firmie przez 10 lat (jakieś 8 lat temu) – dostała trumnę gratis – darowizna.
Dzisiejszego ranka, cuniado (szwagier) Juan wpadł do pokoju i zaczął przeszukiwać wszystkie zabawki Super Julka.
– Czego szukasz? – zapytałem.
– Mojej ulubionej figurki z rakietą.
Widziałem jak przedwczoraj Super Julek walczył rakietmenem z bohaterem bajki He-Man (cała masa postaci należy do 36-letniego wujka Juana) i orientacyjnie wiedziałem gdzie szukać.
Uśmiech pojawił się na twarzy szwagra, kiedy wręczyłem mu zabawkę.
– Dlaczego szukałeś właśnie tej postaci? – byłem ciekawy odpowiedzi.
– Jest to jedna z moich najulubieńszych ze Star Wars. – odpowiedział, zdając sobie sprawę, że to nie koniec serii pytań.
– Dlaczego akurat ta, a nie np. Hans Solo – czy jak mu tam? – zadając pytanie potwierdziłem jego domysły. (więcej…)